Półkilogramowa bryła spadła w nocy z nieba wprost na działkę Franciszka Korchowca w Olszanicy. Niecałe sto metrów od jego domu. Wbiła się metr w ziemię. - Na 90 proc. twierdzę, że to meteoryt - mówi znalazca.

Przed kilkoma dniami Franciszek Korchowiec siedział nocą na tarasie i obserwował niebo. Kosmos to jego pasja. -W pewnym momencie zobaczyłem, że coś leci w kierunku ziemi. Takie rzeczy nie są nadzwyczajne, ale niezidentyfikowany obiekt wydawał się być bardzo blisko - opowiada. -Nie usłyszałem odgłosu uderzenia, jednak podejrzewałem, że to "coś” mogło spaść blisko mojego domu.
Następnego dnia gospodarz poszedł na działkę. Nic szczególnego nie zauważył, ale wiedziony instynktem wynajął koparkę. -Miałem szczęście. Operator szybko natrafił na dziwną kamienną bryłę. Leżała metr pod ziemią - mówi Korchowiec. - Kiedy wziąłem ją do ręki, aż zadrżało mi serce. Moim zdaniem to meteoryt.
Bryła o wadze niewiele ponad pół kilograma ma gruszkowaty kształt. Najdłuższa część mierzy 12 cm, najszersza - 9 cm. Powierzchnia jest różnorodna, w większości porowata. Fragmentami widać metal, niby żużel, świecące kryształy. Szczegółowy skład chemiczny muszą ustalić naukowcy.
Mieszkaniec Olszanicy zastanawia się, czy znaleziony meteoryt (jeśli istotnie nim jest) to na pewno ten sam, który spadł na jego działkę, czy też może przypadkowo wykopany po wielu latach. - Nie można wykluczyć, że ma setki, a nawet tysiące lat. W końcu meteoryty spadały na ziemię, dlaczego więc jeden z nich miałby ominąć Olszanicę?
Franciszek Korchowiec jest zafascynowany znaleziskiem. Nawet go nazwał: "Magdalenka”. - To na pamiątkę narodzin mojej czwartej wnuczki - mówi.
Nowiny Rzeszów