Tajemnica Meteorytu Jamajka 1862-08-10

Moderator: webimage

Tajemnica Meteorytu Jamajka 1862-08-10

Postprzez lejkers » Wt lis 27, 2012 9:57 pm

Niedawno, dzięki uprzejmości miesięcznika ?Nieznany Świat?, otrzymałem ksero oryginalnej relacji o pewnym niezwykłym wydarzeniu, zamieszczonej w książce pt. ?Pisma Józefa Supińskiego? - Gebertner i Wolff, Warszawa 1883, tom I, ss. 297-306. Relacji nie oceniam, chociaż ze względu na autora książki z której pochodzi, oczekuję jakichś informacji od forumowiczów, gdyby tacy posiadali materiały na temat starych spadków ? być może jest w nich jakiś ślad dotyczący zaprezentowanej niżej historii.
Kim był Józef Supiński? [Na podst. Wikipedii].
Józef Supiński (ur. 21 lutego 1804 w Romanowie koło Lwowa, zm. 16 marca 1893 we Lwowie) - polski naukowiec i ekonomista, przedstawiciel polskiego nurtu ekonomii klasycznej. (...) Od 1865 był członkiem honorowym Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Od 1873 należał do Akademii Umiejętności w Krakowie. Był też doktorem honoris causa Uniwersytetu Lwowskiego i honorowym obywatelem Lwowa (1877). W okresie międzywojennym we Lwowie jedna z ulic nosiła jego imię (prostopadła do ul. Mochnackiego). W Warszawie ulica Józefa Supińskiego (pasaż pieszy) znajduje się w dzielnicy Stara Ochota, pomiędzy ul. Maurycego Mochnackiego i ul. Akademicką. We Wrocławiu ul. Józefa Supińskiego biegnie prostopadle do ulicy Kobierzyckiej. wydarzenia, które miało miejsce równo 150 lat temu. A oto, co pisze o tym wydarzeniu, które miało miejsce równo 150 lat temu, sam Józef Supiński (pisownia oryginalna):
D. 5. Str. 81.
Gdy mi się przesunęło przez myśl przypuszczenie, że jak istoty organiczne na ziemi, tak pojedyncze ciała niebieskie w ogromnym przestworze wszechświata, muszą przebywać pewne okresy życia i niknąć jak one, odstępując innym ciałom pierwiastki, które w ich skład wchodziły; nie sądziłem podówczas, aby po upływie lat kilkunastu dziwny, a po raz pierwszy dostrzeżony pojaw przyrody, przyszedł wesprzeć przypuszczenie moje. ?Independence Belge? z dnia 10 kwietnia 1863 podaje zajmujący w tej mierze opis, którego treść udzielam czytelnikom moim.
Spostrzeżenie, z którego tu zdamy sprawę, zrobił w sierpniu r. 1862 w Jamajce w pobliżu Port-Royal uczony Anglik Dr. Hopkins, członek stowarzyszenia naukowego w Kingstown. Pamiętnik bardzo zajmujący, który o tym przedmiocie napisał Dr. Hopkins, umieszczony jest w roczniku tegoż stowarzyszenia z r. 1862: ?Proceedings of the Kingstown Assoc., Vol. XII. 1862?. Gdyby nie autentyczność źródła tak szanownego, gdyby nie powaga świadectw przytoczonych przez Dra Hopkins, czytelnik mógłby posądzić tego uczonego, że to co nam dał w swoim opisie, jest tylko igraszką przywidzenia. Ależ tak nie jest, przewertowawszy bowiem uważnie ten pamiętnik, przyznać musimy, że Dr. Hopkins w sądzeniu o rzeczy powoduje się roztropnością i nawet zbytniem może powstrzymywaniem się; że w całej rozprawie wnioski swoje ma tylko za prawdopodobne, chociaż nam wydają się one mieć widoczne piętno prawdy czyli pewności. Większą połowę pamiętnika Dra Hopkins zajmują akta wierzytelne, jako to:
1.Oświadczenie dziewiętnastu mieszkańców Port-Royal i Kingstown, z których jedni widzieli jak spadał aerolit, o którym tu mowa, drudzy zaś dopomagali przenieść go do doktora, inni nareszcie przypuszczeni zostali w jego gabinecie do szczegółowego zbadania aerolitu.
2. Rozbiór chemiczny trzech chemików, którzy zajmowali się tą substancyą meteoryczną.
Część pamiętnika poświęcona samemu opisowi, chociaż w każdym szczególe swoim nader zajmująca, jest tak obszerna, że jej tu w całości podać nie podobna; musimy poprzestać na skróceniu, ile możności treściwem i dokładnem, i tylko najważniejsze ustępy dajemy w dosłownym przekładzie:
?Dnia 10 sierpnia 1862 o godzinie pół do dwunastej wieczór, w powrocie do Port-Royal płynąłem małą rzeczką Sixtien Mile-Walk przy mnie był przewielebny Jan Ergail i jego szwagier W. Yorel, sędzia w Linguania-Side. Niebo było całkiem pogodne, a mimo jasności, z jaką księżyc przyświecał od zachodu, rozróżniałem wyraźnie gwiazdy 4-tej wielkości. Wzrok mój zwrócony był ku zenitowi na przepyszną gwiazdę spadającą, która przebiegała właśnie konstelacyę Kasyopei, gdy oto naraz spostrzegam spuszczającą się raptownie ku nam kulę świecącą, której średnica wydawała mi się wielkości dwóch trzecich części średnicy księżyca. Czerwono zadymiona w pierwszej części swego biegu, przybrała nagle białość świetną; wtedy jak gdyby po zatrzymaniu się przez pół sekundy (Ta chwila zatrzymania się, fizycznie nie do wytłumaczenia,, pochodzi bez wątpienia ztąd, że oko nie przestaje mieć wrażenia przedmiotu świecącego, chociaż ten przedmiot przestał już wywierać działanie na błonę nerwową oka. Trwanie tego wrażenia podają fizyjologowie na 1/3 sekundy ), rozprysła gwałtownie a raptownie, rzucając promienie w kierunku trzech głównych stron świata. W sześć do ośmiu sekund po tern zjawisku usłyszeliśmy o jakich pięćdziesiąt kroków za nami łomot gałęzi zgruchotanych i uderzenie ciała ciężkiego, spadającego na grunt pulchny. W tej samej prawie chwili huk mocnego wybuchu doszedł uszu naszych, powstał tedy ten huk ponad naszemi głowami w odległości niemal pionowej, o półtorej mili angielskiej (niemal 1/3 mili austr.). Gdyby to ciało spadło było ze spoczynku ruchem jednostajnie przyspieszonym, nie byłoby w ośmiu sekundach przebyło jak tylko 1/5 część mili angielskiej (około 170 sążni austr.); snać, iż wyruszając z swego miejsca, ożywione już było znaczną siłą ruchu. W tem miejscu autor roztrząsnąwszy związek fizyczny, jaki mógł zachodzić między gwiazdą spadającą (Nigdzie w opowiadania swojem nie mówi Dr. Hopkins, czy tejże samej nocy dostrzegł był gwiazdy spadające w znacznej liczbie. Milczenie jego w tym przedmiocie zastanawia nas, bo wszystkim meteorologom wiadomo, że właśnie około 10-go sierpnia pojawiają się gwiazdy spadające i bolidy liczniej i częściej niż zwykło. Prawda, że już od kilku lat w Europie pojawy te znacznie się przerzedziły, ale rzecz ta nie ma się tak samo na drugiej półkuli, a przynajmniej w Ameryce Północnej.), a jednoczesnem prawie pojawieniem się bolidu, któryto związek wydaje mu się wątpliwym, tak dalej rzecz prowadzi:
Ja i moi dwaj towarzysze skierowaliśmy się ku miejscu, w którem przypuszczaliśmy, że padł aerolit, i niebawem spostrzegliśmy okazały krzak ziela indygowego, przywalony i do szczętu na kawałki zsiekany. Tuż obok, w gruncie lekkim i wilgotnym wgłębiona była masa czarna, której część wystająca, przedstawiała powierzchnię nieforemną, cokolwiek większą niż sążeń (yard) kwadratowy angielski (niemal ćwierć sążnia kwadratowego austr.), a mającą wysokość 11 cali.
Chciałem korzystać z ostatnich promieni, które nam księżyc z ukosa przesyłał, aby zbadać przedmiot zbliska; ale W. Torel zwrócił uwagę moje, że zadanie to, aby było należyte, wymaga jasności światła dziennego. Z przenikliwością sędziego śledczego, mającego rozpoznać sprawę dodał on, że po ciemku depcąc ziemię, moglibyśmy niechcący zatrzeć jakie bardzo cenne ślady, mogące być wskazówką sposobu, w jaki spadł meteor. Uznając słuszność tej uwagi, cofnęliśmy się o kilka kroków; wprzód jednak przekonałem się, że temperatura masy była daleko niższa, niżelim się mógł domyślać, pomnąc na kolor różowy , w jakim widzieliśmy ten meteor w chwili wybuchu; prawda że masa była na tyle gorącą, że nie mogłem jej dotknąć ręką; atoli grunt wilgotny wydawał z siebie parę tak słabą, że dostrzedz ją można było tylko w kierunku promieni księżyca. Sądzę, że temperatura w pięć minut po spadnięciu aerolitu nie przenosiła 220 stopni Fahrenheita (84 stopnie Raeumura).
Granice, których w opowiadaniu naszem przekraczać nie możemy, zmuszają nas wypuścić w tem miejscu nie jednę kartę z zajmującego pamiętnika Dra Hopkins. Przytoczymy tu tylko, że tenże wraz z przewielebnym Janem Ergail przepędził noc w pobliżu swej drogiej relikwii, i że pan W. Yorel udał się do Linguania-Side, aby nad ranem powrócić z kilku zręcznymi robotnikami, opatrzonymi w narzędzia i przybory, potrzebne do wydostania kamienia z ziemi, i złożenia go w miejscu dogodnem. Pominiemy także opis różnych ostrożności drobnych, z któremi pozabierano z miejsc swoich piętnaście kawałków, porozrzucanych w niejakiej odległości od kamienia głównego, a przystępujemy do opisu tego kamienia, który wydostano cał?kiem z jego wgłębienia się w ziemię dopiero około godziny południowej. Wbił on się w ziemię na 21/2 stóp, a ważył nie?mal 70 cetnarów polskich. Siła, z którą uderzył w ziemię, mu?siała być znacznie osłabioną przez ów gruby krzak indygowy, na który padł tak, iż go zgniótł do szczętu.
Czarniawość górnej powierzchni kamienia stanowił py?łek nader subtelny, który zebrałem starannie; a z odbytych z nim później badań mikroskopijnych i z rozbioru chemicznego pokazało się, że to pyłek węgla naturalnego.
Zebrałem równie w rozmaitych załamach tego kamienia substancyę brunatną, lekką i raczej podającą się niż kruchą, której na pierwszy rzut oka nic wyrzec nie mogłem. Dopiero po ośmiodniowych doświadczeniach w pracowni chemicznej z pomocą pana J. Servais, profosora chemii w instytucie fran?cuskim w Port-Royale, i jego adjunkta P. Snelesse, doszedłem, że ta substancya rozpuszczalna w alkoholu, i dająca się przez kalcynacyę zamienić w węgiel, jest substancyą organiczną, bitumiczną. A więc życie panowało na powierzchni tego ciała niebieskiego, którego jeden odłamek wybuchnął z hukiem przed mojemi oczyma (Według zdania Dra Hopkins spadły te a na ziemię aerolit Jest tylko pewną cząstką bolidu, gdy znowu ten bolid jest odłamkiem, który oderwał się od płanety przy jakimś dawnym potopie, i w skutek tego wprawiony został w ruch obiegowy, w którym dostał się z czasem w strefę atrakcyjną naszej ziemi. Z obrachowania dra Hopkins, kamień o którym mowa, jest tylko trzytysięczną częścią bolidu; inne zaś odłamki krążą teraz w przestrzeniach świata po drogach nieznanych; atoli mechanika uczy nas, że w jakimkolwiek kierunku zostały one rzucone, muszą wszystkie prędzej czy później w obiegu swoim wrócić przez ten sam punkt przestrzeni, w którym rozpryśnięcie nastąpiło [jeżeli tylko na drogach swoich nie ulegną jakimś nowym przeszkodom] Jest więc prawdopodobieństwo, że niektóre z tych odłamów spadną jeszcze kiedyś na naszą ziemię); a węgiel naturalny, którym część kamienia pokrytą była, utworzył się prawdopodobnie z jakichś istot roślinnych, zwęglonych przez silne gorąco w chwili wybuchu powstałe.
Ta bryła ma w ogóle kształt sześcianu nieforemnego, wierzchnia jej ściana nieco wypukła wygląda jak trapez, a spodnia ściana jest wyraźnie częścią sklepiania walcowego. Z czterech ścian bocznych dwie są konchoidalne, a kształt ich wynikł widocznie z rozbicia się bryły; trzecia z tych ścian jest płaska i gładka, zastanowimy się nad nią później; ostatnia nareszcie ściana płaska i chropowata, nie jest tworem natury; stanowi ona powłokę sztuczną na dwa cale grubą, bardzo scisłą, litą i nader twardą. Kolor jej popielato-zielonawy przypomina rodzaj niektórych łupków. Z rozbioru chemicznego pokazało się, że w skład tej substancyi wchodzi:
Wapna?????????????????????.części 62,1 CaO lub Ca(OH)2
Krzemionki??????????????????. ? 21,2 SiO2
Glinki?????????????????????.. ? 6,2 Al2O3
Drugiego niedokwasu żelaza???????. ? 4,9 Fe2O3
Niedokwasu kobaltu????????????.. ? 1,0 Co2O
Potasu, sodu?????????????????.. ? 0,0 K, Na
Gazu kwasu węglowego i straty????? ? 4,3 CO2
-------------
100,0

Przy tym rozbiorze uzyskano znaczną ilość krzemionki w stanie zgalareciałym. Reszta była w proszku czyli pyłku tak subtelnym, iż najdoskonalszym naszym przemysłem uzyskać takiego nie umielibyśmy. Wykryto też jedną okruszynę, widocznie przypadkową, która przez mikroskop łatwo było rozeznać, że pochodzi z kryształu kopalnego.
Proszek ten stanowił zapewne jakiś cement, któremu przyznać możemy, że przewyższa nieporównanie te zaprawy, które nasi inżynierowie przyrządzają. A jeżeliby co do sztucznego wyrobu tego cementu mogła być jaka wątpliwość, usunie takową następująca szczególna okoliczność: wyżłobienie w kształcie rury na pół wzdłuż przeciętej, w którym spoczywała rura o średnicy niemal trzycalowej, znajduje się na brzegu owej powłoki, tworząc kabłąk rozwarty ku części spodniej. Rura służąca za rynnę do odprowadzenia cieczy była, jak o tem wątpić nie można, wpuszczona w to wżłobienie.(...).

Tyle cytatu. W cytowanej treści pominąłem wątek domniemanego przesłania (ideogramy) z innej planety, którą ktoś odczytał z fragmentu płaskiej powierzchni domniemanego meteorytu ? wydał mi się zbyt naiwny.
"Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie..." - Alchemik, Paulo Coelho
Avatar użytkownika
lejkers
meteorytoman
 
Posty: 644
Dołączył(a): Śr wrz 21, 2011 6:12 pm

Powrót do Ciekawostki, anegdoty...

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron