Satelitarna drogówka pilnie potrzebna

Moderator: webimage

Satelitarna drogówka pilnie potrzebna

Postprzez maks » So lut 14, 2009 10:54 pm

Pierwsza w dziejach kolizja satelitów to dzwonek alarmowy dla mocarstw kosmicznych, że czas wprowadzić jakąś formę orbitalnej kontroli lotów. To także przestroga, że nad Ziemią krąży coraz więcej śmieci, czasem radioaktywnych. Nie dość, że tarasują przestrzeń dla satelitów, to jeszcze mogą spadać nam na głowy.

W czwartek gruchnęła wieść, że na wysokości 790 km nad północną Syberią zderzyły się dwa satelity - amerykański i rosyjski. Pierwszy - o masie 560 kg - należał do floty ponad 60 satelitów Irydium, które obsługują satelitarną łączność komórkową na całym świecie, a drugi - Kosmos 2251 o wadze 900 kg - był własnością rosyjskich sił zbrojnych (Rosjanie twierdzą, że nie był wykorzystywany od 1995 r.).

To pierwsza taka kolizja w dziejach, choć już wcześniej kilka razy w satelity uderzały kosmiczne śmieci. O takie wypadki coraz łatwiej, bo na orbitach robi się tłoczno. Amerykańska agencja kosmiczna NASA ocenia, że prom kosmiczny raz na 300 misji ryzykuje katastrofalne zderzenie.

Nad Ziemią krąży już ponad 600 tys. sztucznych obiektów większych niż centymetr. Tylko 3 tys. to działające satelity, reszta - bezużyteczne śmieci. Ich łączna masa oceniana jest na ponad 5 tys. ton! To ostatnie człony rakiet, puste zbiorniki paliwa, zbędne osłony, zepsute lub niedziałające z powodu starości satelity, jak rozpadający się od zeszłego roku radziecki "Kosmos 1818" z reaktorem jądrowym na pokładzie. To także zwykłe nieczystości wyrzucane za burtę stacji załogowych oraz rzeczy zgubione przez astronautów - poczynając od rękawicy Eda White'a, który jako pierwszy Amerykanin wyszedł na spacer w otwartej przestrzeni kosmicznej, a kończąc na torbie z narzędziami, która w zeszłym roku wysunęła się z ręki Heidemarie Stefanyshyn-Piper pracującej na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Radary amerykańskiej obrony śledzą tylko kilkanaście tysięcy spośród największych odpadków (o średnicy większej niż 10 cm) - głównie po to, by nie pomylić ich z atakiem wrogich rakiet balistycznych.

Według generała Michaela Carey'a z dowództwa sił strategicznych USA po wtorkowej kraksie satelitów pojawiła się nowa chmura szczątków. Eksperci sprawdzają, czy nie zagraża działającym satelitom, np. kosmicznemu teleskopowi Hubble'a orbitującemu na wysokości 600 km. Tam, gdzie doszło do kolizji, znajduje się wyjątkowo dużo badawczych i komercyjnych satelitów.

Stacja kosmiczna - krążąca 400 km nad Ziemią, gdzie aktualnie przebywa trójka astronautów - na razie wydaje się bezpieczna. Ale część odłamków z kolizji może z czasem pojawić się w jej okolicy. Na szczęście, ma ona pewne pole manewru, jeśli oczywiście jej radary w porę dostrzegą intruza.

Spytany o to, kto jest winien kolizji, gen. Carey odpowiedział, że w kosmosie nie ma żadnych reguł podobnych do zasad ruchu drogowego, które obowiązują na powierzchni. Nie ma też odpowiednika powietrznej kontroli lotów.

Każdy wystrzeliwuje satelitę tam, gdzie uzna to za stosowne, a krajów kosmicznych przybywa - w zeszłym tygodniu swego pierwszego satelitę wystrzelił Iran. Międzynarodowych uzgodnień doczekała się jedynie orbita geostacjonarna, wyjątkowo przydatna do łączności i TV, bo pozostające na niej satelity nie zmieniają swego położenia na niebie, więc można na stale wycelować w nie antenę. Ta orbita jednak nie jest z gumy, już robi się na niej ciasno (zwłaszcza nad Europą i Ameryką) i wybucha coraz więcej sporów o miejsce. W październiku zeszłego roku zamieszanie wywołał umieszczony tam amerykański wojskowy satelita wczesnego ostrzegania DSP-23, który wymknął się spod kontroli i zaczął powoli dryfować na wschód. Amerykanie po kolei kontaktowali się z operatorami sąsiednich satelitów ostrzegając ich przed zawalidrogą.

Co gorsza, w kosmosie nie ma obowiązku usuwania po sobie śmieci. Właściwie nie bardzo też wiadomo, jak to robić. Dopóki satelita jest pod kontrolą, to można go przenieść na tzw. cmentarną orbitę, gdzie parkują stare i niepotrzebne statki, albo sprowadzić w ziemską atmosferę, by spłonął lub zatonął w oceanie (jak rosyjska stacja Mir czy amerykański satelita Compton). Ale zdarzają się nieoczekiwane awarie, po których satelita staje się głuchy na rozkazy z Ziemi i wtedy dołącza do kosmicznego złomu.

Na początku lat 90. Donald Kessler, analityk NASA, przedstawił czarny scenariusz, według którego lawinowo zderzające się i kruszejące szczątki tak zaśmiecą przestrzeń wokół Ziemi, że stanie się ona dla nas niedostępna.

Gazeta Wyborcza
Avatar użytkownika
maks
meteorytoman
 
Posty: 761
Dołączył(a): So kwi 07, 2007 7:03 am
Lokalizacja: Rzeszów

Powrót do Ciekawostki, anegdoty...

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 8 gości