Oto wspomniane wcześniej obiekty, które na moment spowodowały szybsze bicie serca

Większy z nich znaleziony około 140 km SE od Gibeonu w Namibii, natomiast dokładnego miejsca znalezienia drugiego za żadne skarby nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Było to gdzieś na wschodnich obrzeżach pustyni Namib.

Większy z nich prezentował się wspaniale na kamienistym podłożu; ten szczególny kolor, kształt inny niż wszystkie dookoła...

Przez chwilę pomyślałem z rozczuleniem, że wygląda trochę jak malutki Hoba

Był w większości pokryty "rdzą", odpowiednio ciężki, miał "regmaglipty". Niestety, muszlowy przełam czegoś, co miało być skorupą obtopieniową, nie wróżył najlepiej.

Nie miałem za sobą magnesu, więc zrobiłem tylko zaimprowizowany test na rysę, i Zło wylazło w całej okazałości. Złowróżbny, "...czerwooony jak ceeegła..." ślad nie pozostawiał większych złudzeń.

Maluch, znaleziony przy okazji innego wyjazdu do tego samego kraju, również prezentował się intrygująco, ale i tu skończyło się hematytowo.

Oba minimalnie reagują na magnes, są cięższe niż przeciętne kamienie tej samej wielkości, zeszlifowana powierzchnia ujawnia jednolite wnętrze, oba pozostawiają ceglastoczerwoną rysę.
Ale kurrrde, jakoś je lubię



Są przypadkowym "przyłowem" podczas podróży, każdy z nich przejechał w mojej kieszeni koło dwóch tysięcy kilometrow. I wciąż miło się ich dotyka, wspominając jak to było tu czy tam.
Meteorwrongs... SO WHAT?!
