
A było to tak:
W związku z faktem, że pogoda zapowiadała się piękna, ziemia odmarzała a na opór kobiecy nie natrafiłem, postanowiłem wybrać się po raz drugi na "pułtuski". Po kolejnej już, wyczerpującej analizie map i relacji naocznych świadków spadku, postanowiłem ponownie ruszyć na północny brzeg Narwi.
Poprzedni wypad traktowałem jako typową "razwiedku bojem", służącą zorientowaniu się w terenie, połażeniu po krzakach oraz zapozniu sie z lokalną fauną i florą. Tym razem jednak miało być inaczej: cel - powrót z mietkiem, a może nawet i pokaźnym mieczysławem. A co.
Sobota, 17.03.2012, ok. godz. 9:40
Dojechałem na miejsce. Pogrzebałem w ustawieniach wykrywacza, zmieniłem to i tamto, w ramach testowania sygnałów wygrzebałem kilka zgrabnych okazów rudy darniowej, a nie mając sumienia ich porzucić... zabrałem je ze sobą (

Pogadalim

(Chyba będę się skracał

Gęsi, żurawie, łabędzie, dzikie kaczki, stado jeleni, stada saren, tropy lisów... Ani jednego człowieka. Było pięknie...


A dokładniej rzecz ujmując, było pięknie, dopóki nie trafiłem na ślady ubiegłorocznego kopania.


Co za bezmózg zostawia taki syf za sobą??? Jak można??? Przecież wiadomo, że nie zrobili tego wędkarze szukający dżdżownic ani amatorzy "militarki", bo okopów wśród mokradeł nie ma. Ffff... Po prostu słów brak.


Memłając obelgi straszliwe, wyrównywałem dziury jedna po drugiej.

Żeby nie widzieć już więcej śladów bytności braci poszukiwaczy, zdegustowany przemieściłem się w mniej ewidentne regiony.
(Skracam, skracam

W sumie spędziłem tego dnia osiem godzin wśród łąk, moczarów, lasów, czasem używałem wykrywacza, czasem po prostu łaziłem rozkoszując się tym, co dookoła, lub siadałem gdzieś na chwilę gapiąc się zauroczony i pogryzałem Snickersa.
I znalazłem takie coś:
1.

(Pan Jacek kazał napisać: "KLIKNĄĆ PRAWYM PRZYCISKIEM MYSZY W ZDJĘCIE I WYBRAĆ "POKAŻ OBRAZEK!" - No to napisałem

2.

3.

4.

5.

6.

7.


Bardzo delikatnie przeczyściłem. Nie było rdzy odpadającej płatami jak z odłamków, nie było rudego pyłu jak na rudzie darniowej. Po prostu oblepiony piaskiem.
Waga - 3,2g. Długość 18mm, w najszerszym miejscu 11mm.
Nie chcę go ciąć, moczyć, sprawdzać gęstości. Przynajmniej na razie. Traktować Czugajewem bez odkrytego metalu chyba też nie ma sensu.
Nie jest tak obły jak typowy groch pułtuski, ale na zdjęciach nr 4 i 7 widać (moim zdaniem) skorupę obtopieniową na zewnętrznych krawędziach.
Sygnał wykrywacza mocny i czysty, dokładnie taki, jak w przypadku trzynastogramowego Tamdakhta, którego mam (nota bene, też H5). Fajnie, że wykrywacz sprawdził się w terenie.
Czyżby mój pierwszy meteoryt?
UPRZEDZAM, że jak ktoś mi tu zacznie pisać, że to nie jest meteoryt, to będzie mi BARDZO PRZYKRO.

P.S.
Przenocowałem w okolicy, a następnego dnia znów pojawiłem się w w elipsie. Ale to już inna historia...