Test detektora
Pierwsze poszukiwania odbyły się ok. miesiąc temu i miały charakter diagnostyczny

Pogoda raczej nie sprzyjała odnajdywaniu meteorytów - temperatura w granicach -10^C, śnieg po kolana, ale chęć sprawdzenia wykrywacza była silniejsza. Na Morasko udałem się z kolegą z pracy. Efekt? Bardzo niestabilne działanie detektora (później się okazało, że nie tylko). Odnaleźliśmy stare, zardzewiałe wnyki i kawał drutu. Przynajmniej miałem okazję pochodzić po miejscu, gdzie spadło sporo żelastwa z nieba


Wyjazd z Andrzejem - zepsuta cewka ;-(
Druga wyprawa odbyła się, gdy śnieg już stopniał. Pojechaliśmy z Andrzejem (kasjopeą) na poszukiwania do pewnej podgnieźnieńskiej miejscowości


Deszczowe poszukiwania
Po zakupie Hot Shota do mojego DFXa nadszedł czas na ponowne przetestowanie detektora (a raczej cewki). Na poszukiwania znowu wyruszyłem z niezmordowanym Andrzejem - ci, którzy mieli okazję go poznać wiedzą, że jego upór naprawdę imponuje


Postanowiłem, że dzień poświęcę (znowu!) na poznanie detektora, przetestowanie cewki i wygrzebywanie śmieci. Plan nie zakładał całkiem obfitych opadów deszczu (kto by się tym przejmował?), ale został zrealizowany pomyślnie - znalazłem całe mnóstwo żelastwa - niestety pochodzenia ziemskiego

Poszukiwania samodzielne
Moje pierwsze sukcesy nadeszły kilka dni później. Tym razem samotnie wybrałem się na poszukiwania, ogarniając coraz lepiej działanie detektora (taką miałem przynajmniej nadzieję). Pogoda była idealna - trochę słońca, trochę chmur, brak deszczu.

Tego dnia wisiało nade mną widmo powrotu do pracy (popołudniu byłem umówiony z klientem), więc i tempo poszukiwań było podwyższone. Po około 4h wykopywania gwoździ, gwoździ, gwoździ, śrub, gwoździ i innych żelastw (głównie gwoździ



Szybki telefon do Andrzeja, jeszcze jedne dołek (gwóźdź) i powrót do samochodu. Przez całą drogę adrenalina niemal nie pozwalała mi prowadzić, ale jakimś cudem udało mi się dotrzeć na miejsce. Po załatwieniu obowiązków zawodowych powrót do domu i... entuzjazm opadł. Po odczyszczeniu i konsultacjach z Andrzejem - szanse na meteoryt raczej symboliczne.


No cóż - nie można mieć wszystkiego

Wyprawa z kolegą
Następnego dnia wyruszyłem dodatkowo zmotywowany - wyciągnąłem coś, co dawało przyzwoity sygnał, a nikt tego nie wykopał... wniosek? Może coś tam jeszcze dla mnie zostało

Na wyprawę dołączył do mnie kolega z pracy. Nasza dwuosobowa drużyna uzbrojona w sprzęt: ja - detektor, kolega - łopata, ruszyliśmy na moraskie łąki. Po kilku godzinach poszukiwań mieliśmy na koncie niezliczoną ilość gwoździ i 2 obiecujące bryłki. Bogatszy o doświadczenia z poprzedniego dnia nie wpadłem w euforię. Spakowałem oba okazy do woreczków strunowych i po zakończonych poszukiwaniach wróciłem do domu, żeby je oczyścić. Jeden z nich bardzo szybko okazał się jakimś dziwacznym zlepieńcem. Drugi natomiast zaczął wyglądać coraz lepiej (!). Po kolejnej konsultacji okazało się, że szanse na pierwszy meteoryt są całkiem spore!



Waga po wstępnym oczyszczeniu ok. 9g - następnego dnia przyszedł czas na szlif. Punkt 7:00 stawiłem się w Leroy Merlin, aby nabyć kilka rodzajów papieru ściernego. Po powrocie do domu rozpocząłem szlifowanie, aby efekty zaprezentować Andrzejowi (najpierw za pośrednictwem zdjęć, później bezpośrednio, ale to już nastąpiło dnia kolejnego).

Poszukiwania z Andrzejem
Kolejna wyprawa odbyła się mniej więcej tydzień temu. Andrzej wyruszył na łowy ze sporym wsparciem w postaci bliskich - już na starcie miał sporą przewagę

Tego dnia za cel obrałem sobie teren pełny drzew (choć na szczęście rosnących w rozsądnych odstępach). Poszukiwania na tym terenie okazały się mało owocne - nawet śmieci było zdecydowanie mniej, niż na poprzednich miejscówkach. W międzyczasie zostałem przez Andrzeja zaproszony na grilla - miałem okazję zjeść przepyszny obiad, poznać jego rodzinkę, a także zobaczyć ostatnie znalezisko - imponujących rozmiarów (ok. 1kg) meteoryt. Pierwszy raz miałem okazję widzieć jeszcze nie oczyszczony okaz tej wielkości - wrażenia niesamowite


Po nabraniu sił ponownie ruszyliśmy na łowy - niestety bez sukcesów. Koło 18:00 Andrzej wraz z ekipą podjęli decyzję o powrocie do domu, choć widać było, że co poniektórzy mieli jeszcze wyraźną chęć na kontynuowanie wyprawy...
Tak też się okazało. Dwa kwadranse później Andrzej był już ponownie na Morasku, choć tym razem zmieniliśmy miejscówkę na pobliskie pola. Decyzja o kontynuacji poszukiwań była trafna. Nie minęła godzina, gdy nasz forumowy kolega wyjął z ziemi rasowy



Samodzielne poszukiwania, podejście drugie
Na kolejne poszukiwania wybrałem się sam. Podjąłem decyzję, że przeszukam tym razem pola na N od ulicy Krakowiaków i Górali (oczywiście niewielki ich wycinek). Tym razem pogoda dopisywała aż za bardzo, sporo ponad 20 kresek na termometrze zaowocowało dużym zmęczeniem, niskim tempem poszukiwań i odkopaniem kolejnych kilogramów śmieci. Wśród nich jedna podejrzana bryła o masie nieprzekraczającej 6g - do dziś nie wiem, co to jest, ponieważ nie znalazłem sposobności do jej przeszlifowania



Poszukiwania z Borkiem
Następne poszukiwania były reakcją na chęć wyruszenia w teren przez naszego forumowego kolegę - borka. Pełni determinacji odnalezienia kosmicznych skarbów, wyruszyliśmy na podbój Moraska! Po wielogodzinnych spacerach wykopaliśmy dziesiątki gwoździ, trochę blaszanego złomu i inne pozostałości ludzkiej aktywności na tych terenach. Kolega miał okazję zobaczyć, jak wyglądają poszukiwania w praktyce i przekonać się tym samym, czy chciałby w podobny sposób spędzić kolejne tygodnie. Okazuje się, że chyba tak, ponieważ - z tego, co wiem - przymierza się do zakupu własnej wykrywki

Podczas powrotu do domu natrafiłem jeszcze na niestrudzonego Andrzeja

Poszukiwania z Borkiem - odsłona druga
Kolejny raz odwiedziłem Morasko również wespół z borkiem. Tego dnia (dla odmiany) wykopaliśmy kilka kilogramów złomu - tym razem nieco bardziej urozmaiconego: stara wycieraczka, klamra od paska i podkowa, która (mieliśmy taką nadzieję) przyniesie nam szczęście. Natrafiliśmy na kilka podejrzanych brył, ale po oczyszczeniu okazało się, że są tworem ludzkich rąk. Tym razem kolega miał jednak okazję się przekonać, że oprócz gwoździ można wykopać śmieci budzące pewne wątpliwości

Wyścig z deszczem
Moje ostatnie poszukiwania odbyły się wczoraj. Wyruszyłem na nie z silnym postanowieniem - przeszukam jak najdokładniej pewien obszar przy ulicy Krakowiaków i Górali. Pogoda od samego rana nie nastrajała do poszukiwań - było raczej chłodno (to akurat dobrze), prognozy mówiły coś o deszczu - należało więc jak najszybciej ruszyć w teren. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale całkiem nieświadomie pojechałem nie tam, gdzie chciałem - po prostu się zamyśliłem i wylądowałem tam, gdzie zwykle. Nim się zorientowałem, pozostało mi raptem kilkaset metrów do miejsca, w którym parkuję.. wrodzone, silnie ugruntowane lenistwo nie pozwoliło mi się cofnąć i zrezygnowałem z pierwotnego planu. Zacząłem przeczesywać dobrze znane mi już poletko





Po dłuższej chwili wpatrywania się na znalezisko z każdej możliwej strony podjąłem decyzję ? pora się komuś pochwalić. Szybki SMS do Andrzeja, krótka wymiana zdań, MMS i utwierdzenie mnie w przekonaniu, że prawie na pewno to jest TO




Jak widać nie został do końca oczyszczony, ale mnie już się podoba. W tej chwili waży jakieś 68g (przed wstępnym oczyszczeniem było 77g). Zastanowię się jeszcze czy zdejmować z niego resztę zwietrzliny




Na koniec chciałem BARDZO podziękować wszystkim, którzy pomagali mi w poszukiwaniach ? przede wszystkim (kolejność alfabetyczna wg. nicków) borkowi ? za dobry humor, dotrzymywanie mi towarzystwa i dzielne dotrzymywanie tempa z łopatą w dłoniach, kasjopei (Andrzejowi) za nieskończoną cierpliwość, wiele pomocnych rad, weryfikacji znalezisk (i tak można by wymieniać jeszcze długo
